A wszystko wyglądało tak.

08.09.2013 - do tego dnia miałam wypisane L4. Od 9 września miał mi się zacząć macierzyński.
8 września, dzień po terminie porodu, stawiłam się w szpitalu, ze skierowaniem w ręce. Zostało mi wykonane ktg, które nie wykazało nic. Zostałam odesłana do domu. Miałam się zgłosić za tydzień.
Pojechaliśmy do rodziców A., później do moich rodziców. Czułam spokój w brzuchu, ale niepokój w sercu. Wiedziałam, że zbliża się godzina ZERO. Nie już, nie teraz, nie za chwilę, ale, że się zbliża, że już nie ma odwrotu.
Położyliśmy się spać około 22. Nie mogłam zasnąć. Posiedziałam trochę w internecie, poczytałam Wasze blogi. O 23 poczułam pierwszy silny i wyraźny skurcz. Jak na okres. Nie powtórzył się. Po pół godzinie jednak znowu się pojawił, mocniejszy. Po 10 minutach kolejny... i kolejny. Wstałam, zaczęłam chodzić po kuchni, zapisując na kartce częstotliwość. Arek obudził się jak skurcze były już co 4 minuty.  Zaczęliśmy się pakować, poinformowaliśmy rodziców telefonicznie, że się zaczęło i ruszyliśmy do szpitala.
A droga była szybka. Mąż mój jechał jak szalony. Czerwone światła nie były żadną przeszkodą na skrzyżowaniu. Na parking szpitalny wjechaliśmy z piskiem opon.
Tam zostałam podłączona pod ktg. Wykazało one skurcze, ale marne.  Dla mnie jednak one były już średnio-silne. Położne chcieli mnie odesłać do domu. Decyzja lekarza była jednak taka, że mają mnie przyjąć na odział i kontrolować dalszy przebieg akcji. Zaczęły się formalności, masa pytań, papierologi.
Mniej więcej w połowie wypełniania dokumentów, odeszły mi wody. O 2 w nocy, wykonana została lewatywa. Skurcze się nasilały. Do 4 godziny skakałam na piłce, a Arek masował moje plecy. Skurcze były tak silne, że po cichu jęczałam.
Przed 5, przeszliśmy na porodówkę.  Tam zaczął się sajgon. Bóle były tak silne, ledwo wytrzymywałam. Obiecałam sobie wcześniej, że nie będę krzyczała przy porodzie. Obietnicę złamałam... Poległam...Krzyczałam...Jęczałam.
 Później nastały komplikacje. Przy skurczach tętno Antka spadało do 70, czasem i poniżej. Ordynator wzywany był co chwilę. Dostałam 5 dawek oksytocony by przyspieszyć akcję porodową- powiedziano mi, że to zastrzyk przeciwbólowy. Arek był cały czas przy mnie, wspierał mnie, kazał oddychać, trzymał za rękę. Ja jednak byłam dla niego straszna, nie dałam sobie pomagać. Prosiłam by mnie nie dotykał. Bardzo mi przykro, że tak go potraktowałam, jednak uważam, że jego pomoc była nieoceniona. Podawał mi wodę, przypominał, żeby oddychać, kiedy ja już nie miałam na to siły. Cieszę się, że wytrzymał i że rozumiał te moje teksty. Klepał mnie po twarzy i mówił do mnie kiedy odpływałam, miałam wrażenie, że tracę przytomność.
 Pobrano mi krew, która wykazała skrzepy- i wtedy zbiegło się dużo ludzi, lekarzy, położnych. Mimo braku pełnego rozwarcia kazali przeć. Jeśli próby parcia by się nie udały, lekarze, szykowali się już do cesarskiego cięcia. Przy kolejnych  skurczach zostałam nacięta  i przy następnych  parciach zobaczyłam swojego synka. Płakał cichutko, dostałam go na chwilę na brzuch i został natychmiast zabrany na badania, Arek, który wzruszył się niesamowicie, poszedł z nim. Antek był owinięty dwukrotnie pępowiną, a moje wody płodowe były już zielone. Nie umiałam się wtedy cieszyć. Nie czułam radości i ekscytacji jak dostałam Antoniego na brzuch. Czuję się z tym bardzo źle, ale poczułam ulgę, cieszyłam się, że poród się skończył. Pomyślałam wtedy, że nigdy więcej nie chcę przez to przechodzić...
Z łożyskiem poszło gładko. Myślałam, że najgorsze mam za sobą. Myliłam się.
Przyszedł czas zszywania.
Mimo znieczulenia, czułam wszytko. Zostałam nacięta z prawej strony, dodatkowo pękłam jeszcze z lewej oraz w środku.
Lekarka nie mogła sama mnie zszyć, potrzebowała 4 osób do pomocy. Każdy odchylał do granic możliwości moje miejsca intymne, by ona mogła dostać się do środkowych pęknięć. Krzyczałam z bólu. Pytałam ją co sekundę, czy dużo zostało. Miałam wrażenie, ze trwało to w nieskończoność.
Po wszystkim zostałam dwie godziny na obserwacji. Dopiero po godzinie 14 dostałam Antoniego. Dopiero wtedy zaczęłam się cieszyć, dopiero wtedy wzruszyłam się, że Go mam. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że mogło się to źle skończyć.
Poród od odpłynięcia wód trwał łącznie 7 godzin. Ostatnia faza porodu to godzina.  Więc generalnie dość szybko poszło.


Trochę tak chaotycznie napisałam ten post, ale chciałam napisać większość, którą pamiętam. Pewnie nie raz dopiszę jeszcze coś do posta, coś co mi się przypomni, a co będę chciała by pozostało  w mojej pamięci. ;)
Pozdrawiamy 3xA.

Komentarze

  1. Asiu, tak mi smutno teraz. Naobiecywałam Ci a tu wyszło inaczej.

    Byłaś bardzo dzielna! To wspaniale, że Arek był przy Tobie, on z pewnością rozumiał i puszczał mimo uszu Twoje uwagi. W kluczowym momencie też nie chciałam żeby Michał mnie dotykał.

    Całe szczęście, że z Antonim wszystko dobrze. Z Twojego opisu wynika, że niedługo parłaś. Szkoda tylko tego zszywania, bidulko.

    Wierzę, że to było trudne przeżycie, zgoła inne niż Ci przewidywałam. Wierzę też, że zapomnisz szybko o bólu, którego doświadczyłaś a na zawsze zapamiętasz to szczęście, że Antoni jest CAŁY i ZDROWY.

    Życzę Ci szybkiego powrotu do siebie, żeby połóg nie dłużył się w nieskończoność, żeby piersi dały rzekę mleka i żebyście z radością spełniali się w roli rodziców!

    Niech wszystko już układa się po Waszej myśli!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Kochana ;))

      Może drugi poród będę miała jak z bajki ;))

      ps. Mleczko już tryska !!! ;D Chyba dałam radę!

      Usuń
    2. O to gratuluję! Super, smacznego dla Antoniego!

      Mariola

      Usuń
  2. Heh, nic nie wskazywało na to, że tego dnia pojawi się na świecie Wasz synek, a tu taka niespodzianka :)
    Współczuję nacinania i szycia (znam ten ból). Ja też myślałam, że ból się skończył, a tu nagle mnie szyć zaczęli. Z tego swojego porodu najgorzej to właśnie wspominam, mimo że cały poród trwał u mnie piętnaście godzin i że było ciężko, traciłam przytomność i tak dalej. I do tego w momencie szycia mojej niewymownej mi było tak cholernie zimno, że cała drżałam, co utrudniało pracę zszywającej mnie pani doktor. Z tym, że ja miałam małego na brzuchu, kiedy mnie szyli.
    No, ale na szczęście obie mamy poród za sobą :) Teraz nie pozostaje nam i Wam cieszyć się swoimi maluszkami ukochanymi :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja nie obiecywałam sobie, że nie będę krzyczeć, bo wiedziałam że będę i tak było. Nawet dostałam opierdziel za to od pielęgniarki. I masz rację pomoc naszych mężczyzn przy porodzie była nieoceniona, mój M. zdążył w ostatniej chwili, całe szczęście bo bez niego byłoby o wiele gorzej. Chyba każda z nas przechodząc trudny poród mówi sobie że to 1 i ostatnie dziecko. Ja jeszcze o bólu nie zapomniałam i cały czas powtarzam, że 2 raz nie chce tego przechodzić. Zobaczymy za kilka lat:P Ważne, że nasze chłopaki są już z nami:)

    OdpowiedzUsuń
  4. moja ginekolog mówi, że krzyk w trakcie wspomaga akcję porodową, więc żeby się nie wygłupiać i jak się ma ochotę to trzeba się drzeć:-) a jak się komuś nie podoba, to jego problem:-)

    bardzo fajnie, że jesteście już po i że obyło się bez większych komplikacji. współczuję obolałości itp, ale jak poradziliście sobie z tym, to i z każdym kolejnym problemem sobie poradzicie:-)

    u nas jeszcze wszystko przed nami:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam wrażenie, że krzyk mi pomógł ;) Wyładowałam emocje w ten sposób.

      Usuń
    2. Ja też uważam, że krzyk mi pomagał, niestety położna (nie moja) twierdziła, że poprzez krzyk męczę się i ja i dziecko, wzbudzała we mnie jeszcze większe poczucie winy niż miałam..;/

      Usuń
  5. Miałam to samo uczucie jak położyli mi Krzysia na brzuch - zamiast wielkiej fali miłości ja myślałam - Jezu, nareszcie koniec tego ogromnego bólu :(
    Najważniejsze, że mamy to już za sobą :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak mi przykro kochana, że tak się nacierpiałaś... Jakie to niesprawiedliwe, że jedne z nas mają lekkie porody, a inne wspominają je z bólem. Gdy teraz czytam, co musiałaś przejść, po raz kolejny doceniam mój dwugodzinny poród. Trzymaj się ciepło i ucałuj maluszka od cioci Asi i Hubercika :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękujemy i również pozdrawiamy ;))


      Zazdroszczę tak szybkiego porodu ;)

      Usuń
  7. gratulacje dla was kochani! bylas bardzo odwazna i dzielna, podziwiam,bo z opisu wynika ze bylo ciezko! dobrze,ze maluch zdrowy! krzykiem sie nie przejmuj,ja tez obiecalam sobie,ze nie bede krzyczec,a slyszalo mnie pol szpitala... akcja stanela na 8 cm i zrobiono cc,bo maly nie chcial sie wstawic,i dobrze,bo wazyl 4500. super,ze masz mleczko,powidzenia z karmieniem szkrabika,niech idzie gladko!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahaha, mnie też chyba cały szpital słyszał ;) Myślę, że nikt nie mógł spać przeze mnie ;P

      Dzięki!

      Usuń
  8. Kochana, byłaś niesamowicie dzielna! Jestem pod wrażeniem. Miałaś bardzo ciężki poród, ale masz to już za sobą całe szczęście. A jak idzie wam walka z laktacją i karmieniem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odciągamy nadmiar pokarmu, a resztę Antałek wyciąga. Póki co jest ok ;)

      Najgorzej było w 4 dobie. Wtedy przyszła położna i ręcznie odciągnęła mi nadmiar pokarmu- bolało strasznie- ale efekt był rewelacyjny.

      Usuń
  9. Ufff czytałam momentami na bezdechu. Jak to jest, że te dzieci nie chcą wychodzić albo akcje nie postępują. A ja też tak dobrze nastawiona do porodu szłam...Ważne, że już po wszystkim. I czekam na foto :)
    Nie wszystko u siebie opisuję bo zbyt wielu członków rodziny mnie czyta ale tak:
    1.pierwsze dni ok ale jak zaczną schnąć szwy to lepiej mieć pod ręką coś do przemywania (mi pomagało tantum rosa a przynajmniej wydawało mi się, że przynosi ulgę). Dodatkowo przemywałam się delikatnie naparem z kory dębu.
    2.pierwszy miesiąc najtrudniejszy we wszystkim. Przetrwaj dzielnie! Nie przejmuj się niczym, wszystko się dobrze zagoi i nacięcia i pęknięcia. Nie siadaj na twardym, jak się szwy rozpuszczą oszczędzaj naciętą stronę.U mnie całkowite dojście do siebie trwało 2 miesiące. Siły Wam życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. u mnie coś te szwy nie wychodzą. Jeden wyszedł 2 dni temu i cisza.

      dzięki za wsparcie ;-)

      Usuń
    2. tak, tantum rosa jest dobre, moja położna środowiskowa poradziła mi też stosować mydło biały jeleń do podmywania po każdej wizycie w toalecie, bo jest antybakteryjne i delikatne i faktycznie przynosiło ulgę. Wietrzenie też jest ważne, przewiewna bielizna, by się szybko goiło. Powodzenia, faktycznie pierwszy miesiac jest najtrudniejszy

      Usuń
  10. Nie każdy poród jest bajkowy, a ten jest tylko Twój... Zobacz jakie życie jest przewrotne w bólu rodzi się szczęście. Wspaniale, że dochodzisz do siebie, że mleczko tryska!
    Niech wam się spełni co Maryś życzy i ja się do tego dołączam.

    Dzielna z Ciebie dziewczyna. Wspaniale, że dałaś radę.
    Mój poród był podobny. Tylko Zosia straciła tętno i natychmiast zrobiono mi cesarkę. Nie wiem czy dałabym radę zrobić tyle co Ty! Ściskam.

    Skakanie po piłce? Mój mąż jedynie to najbardziej pamięta z całej akcji ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. wiesz...duże znaczenie podczas szycia krocza ma obecność dziecka na brzuchu...Ja byłam lekko nacięta, ale w środku popękałam a nawet przy odbycie pękła mi żyłka.
    Lekarka grzebała i grzebała, szyła, ale mnie dobrze znieczuliła, no i syna miałam cały czas na sobie, nagusieńkiego, przykrytego kołderką.
    Dopiero po szyciu zabrano mi go na chwile,ubrano i znów przyniesiono.

    Byłam skupiona tylko na nim.


    gratulacje dzielna mamo !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki ;-)


      myślę, że obecność syna mogłaby faktycznie choć trochę pomoc ;-)

      Usuń
  12. Najważniejsze, że już jesteście razem. Naturalny boli, cesarka niby nie, ale później jest nieciekawie. Wiem, bo 3 tygodnie męczyły mnie okropne bóle cięcia, trudno wstawać z łóżka, zajmować się Dzieckiem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja już sama nie wiem.
      niby w piątek już robiłam niemal wszystko, choć 10 razy wolnej. każdy mówi, że po naturalnym porodzie się dochodzi do siebie szybciej. coś może w tym jest ;-)

      Usuń
  13. Hebamme ma rację. Mnie szyli po porodzie prawie godzinę.. Na szczęście miałam Gabę na piersi i to mnie tak napełniało szczęściem i ulgą, że pomimo zmęczenia i czucia każdego szwu miałam jeszcze siłę żartować z lekarzem, który mnie cerował!
    Byłaś bardzo dzielna i możesz być z siebie dumna nade wszystko. A te trudne chwile da się z czasem jakos wyprzeć z pamięci i wspominac tylko te pozytywne momenty.

    OdpowiedzUsuń
  14. Chciałam jeszcze tylko dodać, że moim zdaniem lekarze tutaj się nie spisali za bardzo.. Jeśli to wszystko wyglądało tak jak opisujesz, to powinni od razu zrobic cc..Parcie bez pełnego rozwarcia to był naprawdę kiepski pomysł. Mam nadzieję, że szybko dojdziesz do siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiesz, wydaje mi się, że jeśli chodzi o moja osobę to faktycznie był to kiepski pomysł bo przez to tak popekałam. Jednak wydaje mi się że czas w jakim urodziłam, a przygotowanie mnie do cesarski był szybszy. sama nie wiem ;-)

      Usuń
  15. ojej, strasznie Cię potraktowali, skoro był owinięty, a wody zielone, powinni się trochę pospieszyć, albo cc. Zszywanie też pamiętam koszmarnie, a nie miałam aż tak jak Ty. Cieszę się, że się dobrze skończyło!!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz i zapraszam ponownie w moje skromne progi ;) ;)

Popularne posty