Ubogie dzieciństwo.
Coraz więcej słyszy się, że dziecko by było szczęśliwe musi znać smak czekolady, która najlepiej by była dostarczana do jego organizmu 10 razy dziennie, musi znać marki typu Nike, czy adidas, musi mieć najlepsze zabawki i wszelkie nowości.
Często słyszę i czytam cięte uwagi na temat karmienia piersią, które robi z matki niewolnice, wielorazówek - i umazanej po uszy mamie w kupach. No bo wiecie - powinno się karmić do 6 miesiąca - wtedy jest poprawnie i książkowo, a jak książkowo to znaczy, że dziecko rozwija się idealnie, jest zdrowe i szczęśliwe. Wielorazówki zaś nas ograniczają( bo to trzeba zapierać, prać, wieszać, układać) i skąpimy na jednorazówki - oczywiście te markowe, nie jakieś tam Dady czy Lidlowskie podróby.
Z dzieckiem jedziesz na wakacje do dziadków na wieś - pfff ale będzie miało dzieciństwo, powinnaś zabrać je na Majorkę czy do NY.
Kupujesz w Second hand? - zostawię to bez komentarza.
Niestety, jestem na etapie "podstawowym", więc na tym mój wywód mógłby się skończyć.
Zawsze myślałam, że to miłość dawana dziecku jest najważniejsza, myślałam, że nie liczą się marki, firmówki, opinie innych.
Okazuje się, że w wielu domach To właśnie się liczy.
Szpan, pic, pokazówa.
Nie ma nic złego w jednorazówkach- sama je stosowałam i nadal stosuję. Zakładam jednorazówkę na noc, w dzień Antek używa wielorazówek. Nie mogę powiedzieć, że jestem typowo EKO - bo przekonałam się do nich po prawie 18 miesiącach życia Antka. Nie powiem, że mało przy tym roboty, bo owszem jest trochę, zwłaszcza kiedy znajduję w nich 5 kupę z rzędu... Jednak świadomie się na to zdecydowałam, a widok pupy mojego syna w pięknych pieluchach, otulaczach przyprawia mnie o uśmiech na twarzy.
Nie ma nic złego w karmieniu mlekiem modyfikowanym. Szanuję każdą decyzję, sama mam zdanie na temat karmienia jednak inne. Jestem zwolenniczką karmienia, choć moja droga mleczna trwała jedynie 10 miesięcy. Jednak jak słucham, że ktoś jest cool bo kupuje takie a nie inne mleko, w którym jest milion witamin i cudów, a w mleku matki sama woda to ręce mi opadają .
Nie ma nic złego w markowych ciuchach. Stać Cię kupuj. Mnie w sumie nie powiem , że nie stać ale nie interesuje mnie kupienie bluzy dziecku za 150zł, bo za tą kwotę ja mogę mieć pół wyprawki sezonowej dla syna. Wolę tą kwotę przeznaczyć na porządne buty dla niego. Jednak dla mnie najważniejszym argumentem jest to, że w dobrych SH nie dość, że kupię coś taniej, to kupie jakieś perełki i wychodząc na spacer nie zobaczę dziesiątki dzieci ubranych w te same bluzeczki, spodenki, czapeczki. Oczywiście raz, dwa razy do roku na wielkich wyprzedażach ( - 70%) kupuję kilka ciuszków na kolejne sezony, jednak na tym kończą się moje markowe zakupy.
Nie ma nic złego w wakacjach na Majorce i innych cudach. Sama chętnie bym pojechała na taki wypad. Jednak sorry, kiedy w roku nie mamy czasu na odwiedzenie dziadków, to choć na jakiś czas chcemy się z nimi zobaczyć. Oni nie będą żyli wiecznie. Niestety.
I wiecie co, na tym się nie kończy... to jest ten etap podstawowy. I to jest chyba bardziej rywalizacja między matkami. Jedna ma lepsze dziecko od drugiej i jedna daje mu "lepsze " dzieciństwo, a druga " gorsze". Później zaczyna się rywalizacja dzieci. Bo Krzysio ma Ajfona, a Marysia ma buty od Dolcze srolcze.
I nagle dziecko zaczyna dostrzegać różnice. Podoba mu się Marysia ale nie jest na jej poziomie, a żeby być, to błaga matkę i ojca o buty od Dolcze srolcze, spodnie z Zary, modny zegarek i kasę na lody Magnum. Wtedy jest cool i może poprosić Marysię o chodzenie.
I nie mówicie mi, że tak nie jest, bo pamiętam czasy gimnazjum, gdzie by być w Elicie trzeba było mieć spodnie dzwony, glany, kolczyk w pępku, bogatych rodziców, którzy codziennie dawali kasę na 10 pączków i lody... Wtedy czułam się czasem gorsza, bo nie miałam połowy tego co oni.Byłam w ich cieniu, bo była ta gorsza.. ta mniej modna, mniej na czasie... po kilku latach dopiero zrozumiałam, co jest w życiu ważne. Nie zmienia to jednak faktu, że na młodego człowieka, szukającego " przyjaciół" ( którzy w tym wieku zmieniają się co chwilę), miłości, akceptacji, jest to nieprzyjemne zderzenie się z brutalną rzeczywistością. I zgadzam się,tak macie rację, prawdziwy przyjaciel nie patrzy na markę naszych spodni, czy kasę w portfelu... ale dzieciństwo jest brutalne zwłaszcza w dzisiejszych czasach...
Dziś jednak z uśmiechem na twarzy wspominam wakacje na wsi, nieżyjącego już wujka i prababcię.
Konie, krowy, świnie, które karmiłam i dolewałam im wody.
Beztroskie zabawy.
Wielką radość z otrzymanego walkmana, mimo , że inni mieli już wtedy wypasione odtwarzacze CD.
Kino z rodzicami, wspólne sportowe szaleństwa.
Człowiek chyba w pełni docenia, jak sam staje się dorosły i wie, co w życiu jest ważne.
Najważniejsze.
Często słyszę i czytam cięte uwagi na temat karmienia piersią, które robi z matki niewolnice, wielorazówek - i umazanej po uszy mamie w kupach. No bo wiecie - powinno się karmić do 6 miesiąca - wtedy jest poprawnie i książkowo, a jak książkowo to znaczy, że dziecko rozwija się idealnie, jest zdrowe i szczęśliwe. Wielorazówki zaś nas ograniczają( bo to trzeba zapierać, prać, wieszać, układać) i skąpimy na jednorazówki - oczywiście te markowe, nie jakieś tam Dady czy Lidlowskie podróby.
Z dzieckiem jedziesz na wakacje do dziadków na wieś - pfff ale będzie miało dzieciństwo, powinnaś zabrać je na Majorkę czy do NY.
Kupujesz w Second hand? - zostawię to bez komentarza.
Pielucha od ECODIDI.
Niestety, jestem na etapie "podstawowym", więc na tym mój wywód mógłby się skończyć.
Zawsze myślałam, że to miłość dawana dziecku jest najważniejsza, myślałam, że nie liczą się marki, firmówki, opinie innych.
Okazuje się, że w wielu domach To właśnie się liczy.
Szpan, pic, pokazówa.
Nie ma nic złego w jednorazówkach- sama je stosowałam i nadal stosuję. Zakładam jednorazówkę na noc, w dzień Antek używa wielorazówek. Nie mogę powiedzieć, że jestem typowo EKO - bo przekonałam się do nich po prawie 18 miesiącach życia Antka. Nie powiem, że mało przy tym roboty, bo owszem jest trochę, zwłaszcza kiedy znajduję w nich 5 kupę z rzędu... Jednak świadomie się na to zdecydowałam, a widok pupy mojego syna w pięknych pieluchach, otulaczach przyprawia mnie o uśmiech na twarzy.
Nie ma nic złego w karmieniu mlekiem modyfikowanym. Szanuję każdą decyzję, sama mam zdanie na temat karmienia jednak inne. Jestem zwolenniczką karmienia, choć moja droga mleczna trwała jedynie 10 miesięcy. Jednak jak słucham, że ktoś jest cool bo kupuje takie a nie inne mleko, w którym jest milion witamin i cudów, a w mleku matki sama woda to ręce mi opadają .
Nie ma nic złego w markowych ciuchach. Stać Cię kupuj. Mnie w sumie nie powiem , że nie stać ale nie interesuje mnie kupienie bluzy dziecku za 150zł, bo za tą kwotę ja mogę mieć pół wyprawki sezonowej dla syna. Wolę tą kwotę przeznaczyć na porządne buty dla niego. Jednak dla mnie najważniejszym argumentem jest to, że w dobrych SH nie dość, że kupię coś taniej, to kupie jakieś perełki i wychodząc na spacer nie zobaczę dziesiątki dzieci ubranych w te same bluzeczki, spodenki, czapeczki. Oczywiście raz, dwa razy do roku na wielkich wyprzedażach ( - 70%) kupuję kilka ciuszków na kolejne sezony, jednak na tym kończą się moje markowe zakupy.
Nie ma nic złego w wakacjach na Majorce i innych cudach. Sama chętnie bym pojechała na taki wypad. Jednak sorry, kiedy w roku nie mamy czasu na odwiedzenie dziadków, to choć na jakiś czas chcemy się z nimi zobaczyć. Oni nie będą żyli wiecznie. Niestety.
I wiecie co, na tym się nie kończy... to jest ten etap podstawowy. I to jest chyba bardziej rywalizacja między matkami. Jedna ma lepsze dziecko od drugiej i jedna daje mu "lepsze " dzieciństwo, a druga " gorsze". Później zaczyna się rywalizacja dzieci. Bo Krzysio ma Ajfona, a Marysia ma buty od Dolcze srolcze.
I nagle dziecko zaczyna dostrzegać różnice. Podoba mu się Marysia ale nie jest na jej poziomie, a żeby być, to błaga matkę i ojca o buty od Dolcze srolcze, spodnie z Zary, modny zegarek i kasę na lody Magnum. Wtedy jest cool i może poprosić Marysię o chodzenie.
I nie mówicie mi, że tak nie jest, bo pamiętam czasy gimnazjum, gdzie by być w Elicie trzeba było mieć spodnie dzwony, glany, kolczyk w pępku, bogatych rodziców, którzy codziennie dawali kasę na 10 pączków i lody... Wtedy czułam się czasem gorsza, bo nie miałam połowy tego co oni.Byłam w ich cieniu, bo była ta gorsza.. ta mniej modna, mniej na czasie... po kilku latach dopiero zrozumiałam, co jest w życiu ważne. Nie zmienia to jednak faktu, że na młodego człowieka, szukającego " przyjaciół" ( którzy w tym wieku zmieniają się co chwilę), miłości, akceptacji, jest to nieprzyjemne zderzenie się z brutalną rzeczywistością. I zgadzam się,tak macie rację, prawdziwy przyjaciel nie patrzy na markę naszych spodni, czy kasę w portfelu... ale dzieciństwo jest brutalne zwłaszcza w dzisiejszych czasach...
Dziś jednak z uśmiechem na twarzy wspominam wakacje na wsi, nieżyjącego już wujka i prababcię.
Konie, krowy, świnie, które karmiłam i dolewałam im wody.
Beztroskie zabawy.
Wielką radość z otrzymanego walkmana, mimo , że inni mieli już wtedy wypasione odtwarzacze CD.
Kino z rodzicami, wspólne sportowe szaleństwa.
Człowiek chyba w pełni docenia, jak sam staje się dorosły i wie, co w życiu jest ważne.
Najważniejsze.
Popieram Cie w 100%! To nasze dzieciaczki kiedys ocenia czy mialy cudne dziecinstwo i napewno nam za nie podziekuja. ;)
OdpowiedzUsuńdzięki Iza!
UsuńGdy chodziłam do szkoły, zjawisko stratyfikowania społeczności klasowej pod względem zamożności rodziców było dość powszechne. Myślę, że teraz jest jeszcze gorzej, bo doszły do tego gadżety, na które nie każdego rodzica stać, a i wśród tych, których stać, znajdą się tacy, którzy uznają posiadanie ich za fanaberię. Moim zdaniem trzeba obserwować dziecko w grupie równieśniczej i zauważać, jak reaguje, gdy w jakims aspekcie od niej odstaje. Jeśli reakcja jest typu rozpacz/smutek/wycofanie, trzeba więcej dyskutować z dzieckiem na ten temat, ucząc, że nie zawsze człowiek dostaje to, czego pragnie (oczywiście w sposób subtelny i unikając perspektywy czasowej, któa do małego dziecka nie przemówi). To przygotowuje do dorosłości i do funkcjonowania w społeczeństwie. Swoje zasady można podpierać teorią, dotyczącą konsumpcjonizmu i życia w zgodzie z naturą. Tylko rodzic musi być w tym autentyczny, filozofia less is more nie może służyć jako synonim do "nie kupię ci, bo nie". Poruszyłaś ważny temat, dziękuję.
OdpowiedzUsuńŚwięte słowa! Rozmowa, tłumaczenie, rozmowa, tłumaczenie....
UsuńDzięki!
Pamiętam jak chodziłam do podstawówki, to klasa jakoś się trzymała razem, nie było wyróżnienia typu "ja mam bogatych rodziców, a ty nie, czy ja mam już telefon, a ty nie masz". Byłam z tyłu za tymi bogatszymi, ale nie czułam sie wtedy odrzucona, czy gorsza. W gimnazjum.. Chyba najgorsza część mojej edukacji.. Chociaż są miłe wspomnienia... W klasie byly grupy, bogaci i dobrze się uczący, majacy bogatych rodziców, mniej bogaci rozrabiacy i my.. Tzn ja i moje 3 koleżanki... Nie byłyśmy z tych najbiedniejszych, bo jedna miała te lepsze telefony czy markowe ubrania, druga też, trzecia była troche biedniejsza, cicha, szara myszka i ja... Choć nie nosiłam markowych ubrań, telefonu najlepszsgo nie miałam to byłam szczęśliwa. Szczęśliwa bo rodzice mnie kochali (kochają nadal) :) i starali się by nie zabrakło mi tych najpotrzeniejszych rzeczy.. Zawsze czysto i schludnie ubrana, dobrze uczesana i lekko podmalowana (kredka i tusz by podkreślić delikatnie oko) :) Tylko Ci "lepsi" nie chcieli rozmawiać z tymi "gorszymi" ald jakoś się dało.. W Liceum... Hmm klasa pomieszana, byli biedni, średni i bogaci.. Ale jakoś tak nie patrzyli na siebie pod względem portfela.. Bardziej liczyła się osobowość... Jakoś tak nawet fajnie bylo :) a teraz jak sie słyszy, dziecko z przedszkola już z tabletem chodzi czy innymi cudami to śmiać mi się chce... Uważam, że dziecko powinno być dzieckiem i nie "bawić się" zabawkami dla starszych.. Mojej córce nie kupuje drogich zabawek, nie kupuje drogich ubrań bo to jest na chwilę... Wole odłożyć i kupić jej np rowerek czy wózek dla lalek.. Ważne, że nic jej nie brakuje, że dobrze sie chowa i jest zdrowa. To moje największe szczęście :)
OdpowiedzUsuńDokładnie tak! Chciałabym tak wychować Antka, by umiał radzić sobie w świecie. By nie czuł się gorszy i odrzucony bo nie będzie miał czegoś co mają koledzy... przecież to nie na tym polega, że każdy ma mieć to samo..
UsuńTak jak mówisz( piszesz ;D) - liczy się ta osobowość. Wnętrze!
;*
O matulu, to jest bardzo przerażające ale niestety prawdziwe. Ja ostatnio usłyszałam, że jestem do dupy blogerką, bo moje dziecko nie chodzi w markowych ciuchach, a przecież każda szanująca się blogerka zarabia kasę na blogu i dostaje ciuchy dla dziecka od firm.
OdpowiedzUsuńA moje dziecko jest szczęśliwe bo nosi markowe ciuchy z SH a za zaoszczędzone pieniądze kupujemy ulubione kwiatki Ali i stawiam w jej pokoju. :)
Trudny temat tak na co dzień. Każde dziecko i każdy rodzic musi przez to przejść niestety. Nie ma na to chyba jednego sposobu, jednym z lepszych jest na pewno ten, o którym już tu ktoś napisał, rozmawiać i dawać przykład i myślę w ten sposób budować w dziecku poczucie własnej wartości i wyrabiać umiejętność obrony własnego zdania. No, ale zwłaszcza dla dziecka łatwe to nigdy nie jest. Co zrobić, taki mamy świat, jaki sobie stworzyliśmy. Na pocieszenie, dzieciaki, które mają własne zdanie i muszę się trochę ścierać z innymi są bardzo fajne pod wieloma względami.
OdpowiedzUsuńBardzo fajny tekst :) .. ja juz teraz w przedszkolu zauważam że dzieci między sobą mówią - "a ja mam bluzkę z tej i tej firmy bo moj tata mieszka za granicą i przysyła dużo euro" (sama byłam świadkiem tej rozmowy). I automatycznie innym dzieciakom robi się przykro bo oni euro nie dostają.
OdpowiedzUsuńOsobiście nie jestem zwolenniczką kupowania dziecku markowych ubrań, wypasionych zabawek i czego sobie tylko zażyczy. No przecież takie dziecko rośnie w mega szybkim tempie a zabawki też się szybko nudzą. Nie lepiej zainwestować kasę w coś bardziej wartościowego jak np wspólny wypad w jakieś fajne miejsce? U mnie córka mimo że ma dopiero 6 lat sama zbiera pieniążki w skarbonce ale nie na zabawki i temu podobne pierdoły ale na bilety do kina, aquaparku, teatru itd :)
W kwestii "Majorki" dziadków można zawsze zabrać ze sobą :D my tak robimy :D przez rok spokojnie można odłożyć na super wyjazd i mieć potem super wspomnienia :D
ja jak to wszystko obserwuje to zastanawiam sie jak my dzieci lat 80 przeżyliśmy? czy kiedyś ktoś miał komputer tablet komórkę plazmy 3 w każdym pokoju , kieszonkowe i markowe ubrania ? a jakoś wszyscy potrafili się bawić razem , wymyślało się fajne zabawy i nikt nie myślał o kimś jak o gorszym . a to też dlatego że wszyscy mieli to samo czyli nic , bo nic nie było dostępne z tej techniki która teraz jest dostępna , i tak w gruncie rzeczy to włąsnie ten postęp powoduje że im więcej jest tym więcej dzieci chcą i dlatego my rodzice musimy wyznaczyć granice, ale to już kwestia naszego portfela i sumienia ...... pozdrawiam
OdpowiedzUsuńbardzo mądrze piszesz. Teraz głupie rywalizacje na ciuszki, potem na osiągnięcia od wczesnego wieku przedszkolnego - co z tego wyniknie? nic dobrego - pozwólmydzieciom być dziećmi, bawić się, spędzać czas z dziadkami i chodzić w umorusanych ubrankach na placu zabaw :) to nie muzeum czy pokaz mody. Uważam, że świat idzie w złym kierunku.
OdpowiedzUsuńMy z Mężem mamy dobrą sytuację finansową, nie możemy narzekać, oboje nieźle zarabiamy. Co nie przeszkodziło nam w tym, żeby wziąć po znajomych używane wózki czy łóżeczko - nie widzę w tym nic złego, wręcz przeciwnie, po co kupować nowe skoro używane jest całkiem dobre. Ciuchy ciążowe też kupiłam używane - nie widzę powodu wydawać 2tys na ciuchy, które noszę 3 miesiące (do 5 miesiąca nie zmieniłam rozmiaru i chodziłam właściwie w ciuchach sprzed ciąży oprócz rajstop:)). Mój synek nie będzie miał wszystkiego nowego, z czasem dzięki temu mam nadzieję nauczy się szacunku do swoich rzeczy, część zabawek moja Mama schowała jeszcze po nas i teraz cieszy się, że będzie miała różne rzeczy dla wnuków (np. mnóstwo klocków lego:)), nie widzę w tym nic złego a rzeczy, które dostałam później przekażę dalej dla przyjaciółek lub moich braci (zobaczymy kto pierwszy będzie "w potrzebie" :)).